Translate

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 40

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM, PROSZĘ.


Rano obudzil mnie krzyk moich kuzynow.

-Prezenty! Ellie! Prezenty!

Zaspana spojrzalam na zegarek. Jeknelam. Nie wierze, ze moja wlasna rodzina kaze mi wstawac o 7 rano w Wigilie. Wiedzialam, ze nie dadza mi spokoju, wiec otworzylam szafe i wyjelam z niej bluze, ktora po chwili mialam juz na sobie. Wlosy zwiazalam w wysoka kitke. Zbieglam ze schodow i udalam sie do salonu, gdzie pod wielka choinka stala ogromna gora prezentow. Nie zdziwilo mnie to, jednakze taki widok zawsze cieszyl. Na fotelach i kanapach siedzieli moi wujkowie z mina ''dajcie nam spac'', a ciocie tloczyly sie wokol dzieci, ktore klocily sie miedzy soba o to, ktory prezent nalezal do nich. Rozesmialam sie i probujac przekrzyczec caly ten gwar wykrzyczalam:

-Dzien dobry!

W odpowiedzi dostalam choralne ''hej''. Weszlam do kuchni, gdzie spotkalam mame, ktora razem z kilkoma ciociami przygotowywala wielkie sniadanie. Cmoknelam kazda z nich w policzek i otworzylam lodowke w poszukiwaniu soku pomaranczowego. Kiedy go znalazlam, wyjelam i wzielam duzego lyka. Nucac ''Royals'' wrocilam na gore, gdzie wzielam prysznic i ubralam sie w czarne spodnie i luzna biala koszule. Wlosy pozostawilam rozpuszczone. Po umalowaniu sie postanowilam pojs do pokoju goscinnego, w ktorym obecnie nocowali Claire i Alex. Nie zawracajac sobie glowy pukaniem po prostu weszlam do pomieszczenia i zobaczylam mojego kuzyna bez koszulki rozmawiajacego przez telefon. Usmiechal sie i chodzil w kolko, od czasu do czasu pocierajac swoj kark. Kiedy mnie zobaczyl, gestem pokazal mi, zebym wyszla. Poslalam mu usmiech w stylu ''Tez cie kocham'' i usiadlam po turecku na lozku obserwujac go. Powiedzial rozmowczyni (blagam, to nie mogl byc chlopak), ze jego wscibska kuzynka nie chce wyjsc z pokoju i, ze musi juz konczyc. Wytknelam mu jezyk, a on rozlaczyl sie i rzucil telefon na lozko. Unioslam brwi do gory i zapytalam:

-Tess?

-Ta.

-''Ta''? Tylko tyle?

Przewrocil oczami. Wstalam i przytulilam go.

-Ktos tu cwiczyyyl...- stwierdzilam z usmiechem. Alex obnazyl zeby w usmiechu i oboje opadlismy na lozko. Spojrzalam w sufit i zapytalam:

-Gdzie Claire?

-W lazience.

Pokiwalam glowa i jakby na znak do pokoju weszla moja kuzynka.

-Hej slonce.- przywitalam ja i cmoknelam w policzek.

-Co robimy?- chciala wiedziec Claire.

-Hmm...- zastanowilam sie- Moze pojdziemy na spacer? Moglibysmy urzadzic bitwe na sniezki. Wzielibysmy Maxa, Megan, Rosalie, Bee, moze ciocia Meg tez pojdzie?- zaproponowalam, a w moich oczach pojawily sie iskierki jak zawsze, gdy mialam pomysl i bylam podekscytowana. Blizniacy spojrzeli na siebie, a nastepnie na mnie i zgodnie stwierdzili, ze to dobry pomysl. Zeszlismy wiec na dol i usiedlismy do sniadania. Po nim, oznajmilismy wszystkim, ze zabieramy dzieci na bitwe na sniezki. Wiedzialam, ze dorosli sa szczesliwi, poniewaz w koncu beda mieli troche czasu, by odpoczac, a moi mlodsi kuzyni maja ochote na zabawe. Wspolnie posprzatalismy po posilku i kazdy udal sie do siebie, by naszykowac sie na bitwe. Przebralam sie w cieple legginsy z reniferami i gwiazdkami oraz duza, ciepla bluze. Na uszy zalozylam nauszniki pasujace do legginsow. Przed wyjsciem sprawdzilam powiadomienia na telefonie. Otworzylam wiadomosc od Justina i ujrzalam go usmiechajacego sie slodko. Pod zdjeciem znajdowal sie napis: ''Nigdy mnie nie zostawiaj. W innym przypadku caly moj swiat sie zawali. Kocham cie, jestes moim wszystkim, pamietaj o tym. Wesolych swiat, Ellie.'' Usmiechnelam sie do ekranu,a nastepnie ogarnelam sie i zablokowawszy go, rzucilam telefon na lozko. Kilka minut pozniej bylam juz na dole i zbieralam wszystkich do wyjscia. Kiedy tylko znalezlismy sie na zewnatrz, uderzyla mnie fala zimna. Odetchnelam gleboko z usmiechem, gdy nagle zostalam uderzona sniezka. Otrzepalam ubrania i sprawdzilam, kim byla ta osoba. Max, oczywiscie. Szybko schylilam sie i chwyciwszy garsc sniegu, ugniotlam ja w niewielka kulke i rzucilam w chlopca, ktory z rozbawieniem na twarzy zrobil unik. Warknelam przeklinajac moja niezrecznosc. Po chwili nastepna kulka wyladowala na mojej kurtce. Tym razem rzucila ja Claire. Poslalam jej sztuczny usmiech i zanim zdazyla sie ruszyc, pobieglam w jej strone i skoczylam upadajac razem z nia w snieg. Wybuchlysmy smiechem i podnioslysmy sie. Rozejrzalam sie i zobaczylam ciocie Meg stojaca kilka metrow dalej oraz wujka Dana. Rozszerzylam oczy, zeby upewnic sie, ze to, co widze dzieje sie naprawde. Kobieta smiala sie, mezczyzna patrzyl na nia z uczuciem. Flirtowali. Szybko odwrocilam wzrok i rozesmialam sie. Nie, ciocia i wujek nie byli dla siebie rodzina. Meggie to najmlodsza siostra mojej mamy, ktora teoretycznie jest moja ciocia, jednak jest tylko o 7 lat starsza ode mnie. Traktuje ja jak przyjaciolke. Wielokrotnie pomagala mi sie podniesc po problemach sercowych. Wujek Dan jest kuzynem mojego taty. To takie dziwne, ale musze przyznac, ze slodko razem razem wygladaja. Z rozmyslan wyrwala mnie sniezka, ktora przeleciala tuz kolo mojej twarzy.

-Nie zyjesz, Max!- wykrzyknelam, wskazujac nna niego. Moj kuzyn zaczal uciekac, ale na marne. Po chwili dogonilam go i wrzucilam mu troche sniegu za kolnierz. Zaczal krzyczec, jednak ja juz odchodzilam.





~.~





Po okolo godzinie, zmarznieci wrocilismy do domu. Z radoscia przyjelismy wiadomosc, ze na stolach stoi ciepla herbata. Jakis czas pozniej kazdy z nas wrocil do swojego pokoju, zeby przygotowac sie na kolacje. Kiedy znalazlam sie w pokoju, zdjelam z siebie mokre ubrania i stanelam przed szafa. Wybralam burgundowa sukienke Chanel i czarne lakierowane szpilki. Polozylam ubrania na lozku i przeszlam do lazienki, gdzie wzielam prysznic, a nastepnie wysuszylam wlosy i pokrecilam je w duze fale. Ponownie sie umalowalam, tym razem troche mocniej i wrocilam do pokoju, gdzie zalozylam na siebie wczesniej wybrane ubrania. Dobierajac pasujaca torebke i dlugi, cieply plaszcz zeszlam na dol, zeby pozegnac sie z rodzicami.

-Gdzie idziesz?- zapytal zdumiony tata. Przewrocilam oczami i odpowiedzialam:

-Na uroczysta Wigilie fundacji Charles and Marks.

Tata pokiwal powoli glowa, po czym wyszlam przed dom i wsiadlam do eleganckiego, czarnego samochodu.

-Hej, Pete.- przywitalam kierowce.

-Dzien dobry, Ellie.

Po okolo dwudziestu minutach wchodzilam juz po schodach obitych czerwonym dywanem. W drzwiach spotkalam lokaja, ktory usmiechnal sie do mnie cieplo. Odwzajemnilam usmiech i wyjelam z kopertowki zaproszenie, ktore mu pokazalam. On skinal glowa i otworzyl przede mna drzwi. Kiedy weszlam do tej eleganckiej restauracji, po chwili zdjeto oraz odebrano ode mnie plaszcz i skierowano mnie po schodach na gore. Tam, weszlam do duzej sali i rozejrzalam sie po pomieszczeniu. Przy dlugim stole siedzialo mnostwo eleganckich kobiet i mezczyzn. Usmiechnelam sie promiennie, gdy podeszla do mnie wspolzalozycielka fundacji i przedstawila mnie poszczegolnym osobom. Dziekowala za nasza dobroczynnosc. Po jej dlugiej przemowie, rozpoczelismy przystawke. Musze przyznac, ze byla wysmienita. Zauwazylam, ze kobieta (na oko czterdziestoletnia) siedzaca kolo mnie uwaznie mi sie przyglada. Spojrzalam na nia i poslalam jej niesmialy usmiech. Ona rozszerzyla oczy i zaczela mowic:

-Przepraszam kochanie, ale jestem pod wrazeniem twojej urody i sposobu bycia. W kazdym twoim gescie jest cos nie do opisania...cos pieknego.

Spojrzalam na nia i cieszylam sie, ze dzieki mojemu makijazowi nie widac moich rumiencow. Kobieta kontynuowala:

-Nazywam sie Rita Doge i jestem koordynatorka najnowszej kampanii reklamowej Alexandra McQueena. Przez kilka tygodni szukalam dziewczyny z klasa, jednak, ktora juz na pierwszy rzut oka nie jest modelka jednej twarzy. Nie sadzilam, ze znajde ja tu. Wiec kieruje do ciebie moje pytanie: zechcialabys zostac twarza najnowszej kolekcji Alexandra?

-Bardzo dziekuje za propozycje, jednak nie wiem czy dam rade... Co prawda mam kilka sesji za soba, ale nigdy to nie bylo nic az tak powaznego.

-Och, tym sie nie przejmuj. Masz bardzo fotogeniczna twarz i plastyczne cialo. Jestes piosenkarka?

-Aktorka.

Rozmowczynu klasnela w dlonie i odpowiedziala:

-To jeszcze lepiej! Mamy pewnosc, ze nie bedziesz skrepowana przed aparatem.

Usmiechnelam sie promiennie i nie zdazylam odpowiedziec, poniewaz postawiono przede mna talerz z drugim daniem. Dopiero po kilku minutach zapytalam:

-Moglabym prosic o jakis kontakt do pani?

-Och, skarbie, mow mi Rita.

-Ellie.

-Wiec, Ellie, oczywiscie.- siegnela do kopertowki, z ktorej wyjela wizytowke. Podala mi ja, a ja schowalam ja do swojej.

-Skontaktuje sie z toba jak tylko skonsultuje to z moim managerem.

-Bede czekac z niecierpliwoscia.

Usmiechnelysmy sie do siebie i zjadlysmy nasze dania.





~.~


Okolo dwie godziny pozniej kolacja dobiegla konca, a goscie powoli wychodzili. Stwierdzilam, ze ja tez powinnam, biorac pod uwage to, ze kierowca powinien juz czekac. Pozegnalam sie ze wszystkimi, po czym zeszlam na dol i skierowalam sie do szatni, gdzie dostalam moj plaszcz. Lokaj pomogl mi go zalozyc i otworzyl przede mna drzwi. Podziekowalam i wyszlam na zewnatrz, gdzie (tak jak podejrzewalam) czekal juz na mnie samochod. Bylo naprawde zimno. Otworzylam drzwi i wsiadlam do limuzyny. Zamarlam. Zaczelam ciezko oddychac, a z oczu zaczely wyplywac mi lzy. Przymknelam oczy i po chwili znow je otworzylam. Czulam jak mnie przytula. Mialam stado motyli w brzuchu. Kiedy mnie puscil, nasze oczy sie spotkaly, a rece splotly. Patrzylismy sie tak na siebie przez kilka minut, po czym on powiedzial: -Tesknilem.

Poslalam mu usmiech i odpowiedzialam:

-Ja bardziej.

-Cieszysz sie, ze przyjechalem?

Poslalam mu spojrzenie w stylu ''Zartujesz?'' A on pocalowal mnie w policzek.

-Ellie mam propozycje. Wszystko zalezy od ciebie.

-Slucham.- odparlam niepewnie. Chlopak spojrzal mi w oczy i powiedzial:

-Chcialbym zapewnic ci piekne, niezapomniane swieta i w tym celu zabieram cie do Paryza. Oczywiscie jesli sie zgodzisz.

Spojrzal na mnie niepewnie i slodko przygryzl warge.

-Oczywiscie, Justin. Zgadzam sie.

Oczy momentalnie mu sie rozszerzyly i zadowolony z siebie oznajmil:

-W takim razie jedziemy na lotnisko.

-Teraz?!

Bylam wiecej niz w szoku.

-Tak, teraz.

Spuscilam wzrok i zaczelam bawic sie suwakiem od torby.

-Nie chcesz?

-Oczywiscie, ze chce... Ale chcialam spedzic te swieta z rodzicami...

-Oh...rozumiem.

Poslal mi slaby usmiech i scisnal moja reke. Zawahalam sie. W koncu...byc moze to bedzie najlepszy czas w moim zyciu? Tak bardzo za nim tesknilam. Spojrzalam na nasze splecione rece, a nastepnie przenioslam wzrok na jego pelne, rozowe usta. Chcialam je pocalowac, po raz pierwszy od tak dawna. Zblizylam twarz do jego, spojrzalam mu w oczy i poczulam jego wargi na swoich. Oboje usmiechalismy sie przez pocalunek, po czym oparlam swoje czolo o jego i powiedzialam:

-Jedziemy na lotnisko.

Twarz Justina rozpromienila sie, a on ponownie mnie pocalowal, tym razem namietniej, a jego rece znalazly sie na mojej talii.

-Kocham cie.- wyznal chlopak po pocalunku.

-Ja tez.- puscilam mu oko. Kanadyjczyk dal znac kierowcy, ze jedziemy na lotnisko. Oparlam glowe na jego ramieniu i postanowilam zapomniec o wszystkich problemach. O rodzicach i reszcie rodziny czekajacych na mnie w domu. Chcialam cieszyc sie chwila. Piekna chwila. ... Jakis czas pozniej bylismy juz na lotnisku. Odprawa paszportowa poszla szybko i niedlugo po niej wchodzilismy na poklad prywatnego samolotu Justina. Zmarszczylam nos, kiedy zobaczylam Marisse. Poslalam jej sztuczny usmiech, a Justin puscil jej oko. Odwrocilam glowe, zeby nie widzial mojej reakcji. Kiedy usiedlismy na miejscach, chlopak zlaczyl nasze rece i spojrzal mi w oczy.

-Naprawde tesknilem, El...

-Ja tez, uwierz. Czesto plakalam... Nawet kiedy nie widziales.

Musnal moj policzek.

-Ale teraz jestem z toba. I zamierzam spedzic z toba dwa piekne dni. Obiecuje, ze ich nie zapomnisz.

Oparlam glowe na jego ramieniu, a on pocalowal mnie w czolo.

-Chcesz cos zjesc teraz? W Paryzu i tak bedziemy jesc kolacje, ale moze jestes glodna teraz?

-Nie, dziekuje. Przecież właśnie wyszłam z kolacji.

-Obejrzymy jakis film?

-Raczej nie. Po prostu porozmawiajmy.

Po starcie, chlopak wciagnal mnie na swoje kolana i lekko cmoknal w usta.

-Kocham cie.- ponownie uslyszalam.

-Wiesz, ze ja tez.

Lekko potarlam swoim nosem jego. Dlonie Justina owinely sie wokol mojej talii.

-Pieknie wygladasz, kochanie.

Zarumienilam sie lekko i podziekowalam. Spojrzalam na niego. Mial na sobie garnitur. Jejku... Wygladal seksownie.

-Ellie?- wyrwal mnie z rozmyslan jego rozbawiony glos. Pokrecilam glowa i zapytalam:

-Tak?

-Czy ty mnie obczajasz?

-Tak.- odparlam bez namyslu, a nastepnie pozalowalam tych slow. Schowalam twarz w zaglebieniu jego szyi chcac uniknac jego wzroku. -Nie wstydz sie mnie, skarbie.

Usmiechnelam sie w jego szyje, a on pociagnal lekko moja glowe tak, zebym patrzyla mu w oczy. Przygryzlam warge, a Justin na nia spojrzal. Po chwili nasze usta byly juz zlaczone. Nastepnie zapytalam:

-Co robiles wtedy u Seleny?

-Nudzilem sie, wiec ja odwiedzilem.- odparl.

-Ok.- pokiwalam glowa.

-Wiesz, ze cie kocham?- przytulil mnie mocno do siebie.

-No nie wiem...- postanowilam troche sie z nim podroczyc.

-Ellie?

-Tak?

-Kocham cie.

Zrobilam obojetna mine i powiedzialam:

-Ciekawe...

-Kocham cie.

-Doprawdy.

Poczulam pocalunek tuz za moim uchem.

-Kocham cie.

-Nie wierze.

Teraz na szyi.

-Kocham cie.

-Nieprawda.

Troszke nizej.

-Kocham cie.

-Nie kochasz.

Tym razem jego usta dotknely moich lekko je muskajac. Justin spojrzal mi w oczy i ujal moje rece.

-Ellie Rogers, kocham cie!- krzyknal. Rozesmialam sie i pocalowalam go.

-Juz mi wierzysz?- zapytal zadowolony z siebie.

-Nie bardzo.- odparlam wzruszajac ramionami.

-No trudno.- teraz to on wzruszyl ramionami i przygryzl warge, probujac sie nie zasmiac.

-Jak to? Poddajesz sie?

-Tak.- odpadl szybko. Przylozylam dlon do serca i udalam, ze placze. Po chwili razem sie smialismy. Dostalam niespodziewanego buziaka w policzek. Usmiechnelam sie.

-Kocham twoje doleczki. Sa takie slodkie.- powiedzial Justin.

-Dziekuje, kochanie.

Ponownie oparlam glowe na jego ramieniu, a wtedy on zaczal spiewac:

-You're all that matters to me. Worried about nobody else.If it ain't you I ain't myself.

-Justin...to jest piekne.

-Jest dla ciebie. Jeszcze nieskonczone.

Cmoknelam go w policzek.

-Dziekuje.

W tym samym momencie uslyszelismy glos pilota informujacy o obowiazku zapieciu pasow w zwiazku z ladawaniem. Bylam szczesliwa. Mialam spedzic swieta w miescie milosci z moim chlopakiem. Moglo byc lepiej? Kiedy z powrotem usiadlam w swoim fotelu, zapielam pasy, Kanadyjczyk ujal lekko moja dlon i usmiechnal sie czule.

-Co bedziemy robic?- zapytalam.

-Swietowac.

Rozesmialam sie lekko.

-Co?

-Nasz zwiazek.

Poslalam mu cieply usmiech, na co on scisnal czule moja reke. Od tamtej chwili juz nic nie mowilismy, poniewaz podchodzilismy do ladowania. Zawsze bylo to dla mnie stresujace, ale zarazem ekscytujace. Kiedy samolot bezpiecznie stanal na ziemi dziekowalam Bogu, ze nic sie nie stalo. Kilka minut pozniej wyszlismy z Justinem na asfalt, a nastepnie skierowano nas do duzego pomieszczenia, gdzie odbywala sie prywatna odprawa paszpaszportowa. Po jakims czasie wyszlismy tylnym wyjsciem na parking, gdzie juz czekal na nas ochroniarz. Wsiedlismy do duzego samochodu i ruszylismy. Po drodze rozmawialismy o roznych rzeczach. Kiedy mowilam Justinowi o tym, co prawdopodobnie dzieje sie teraz w moim domu, on poradzil, zebym zadzwonila do rodzicow i powiedziala im o wszystkim. Wyjelam telefon z kopertowki, wzielam gleboki wdech i wybralam numer mamy. Doslownie po jednym sygnale uslyszalam:

-Ellie, dziecko! Gdzie jestes?!

-Mamo, prosze, nie denerwuj sie... Nie mozesz.

Uslyszalam jak probuje wyrownac oddech.

-Lepiej?- zapytalam.

-Tak.- odpowiedziala.

-Wiec...jestem w Paryzu.

-W Paryzu?! Co ty robisz w Paryzu?!

-Po kolacji wsiadlam do samochodu, a w nim siedzial Justin. Tak, po prostu siedzial. I zaprosil mnie do Paryza na dwa dni. Nie mialam czasu, zeby do was zadzwonic, poniewaz mielismy lot. Przepraszam, ze nie ma mnie teraz z wami, ale sprobuj mnie zrozumiec, mamo. Sama wiesz, jak bardzo za nim tesknilam. Nie moglam po prostu sie nie zgodzic.

-Dobrze...rozumiem. Baw sie dobrze, kochanie.- powiedziala mama i wiedzialam, ze sie usmiecha.

-Na pewno bede. I jeszcze raz przepraszam.

-Och, daj juz spokoj. A teraz daj mi Justina.

-Justina?- troche mnie to zestresowalo.

-Tak, Ellie, Justina.

Podalam mu iPhona, a on spojrzal na mnie z udawanym strachem. Usmiechnelam sie, ale w glebi mialam pewne obawy.

-Dzien dobry, Jennifer.- powiedzial uprzejmie Justin. Nastepnie przez jakis czas sluchal jej slow. Usmiechal sie caly czas, co mnie uspokoilo.

-Oczywiscie. Nie ma problemu. Och, Jennifer, przeciez wiesz, ze tak. Kocham ja.

Zarumienilam sie lekko.

-Do widzenia.

-O czym rozmawialiście?

-O roznych rzeczach.- powiedzial tajemniczo.

-Nie powiesz mi?

-Nie.

-Na pewno?

-Tak, skarbie. Kocham sie z toba droczyc.

Jeknelam, a nastepnie oddalilam sie od niego, zeby go zdenerwowac.

-Kochanie?- zapytal.

Nie odzywalam sie.

-Skarbie?

Odpowiedzialam cisza. Czulam jak przysuwa sie do mnie.

-Ksiezniczko?

Znowu cisza. Zachichotalam cicho, a nastepnie coraz glosniej, kiedy czulam, ze moj chlopak mnie laskocze. Wtedy juz nie moglam przestac sie smiac.

-Misiu?- zapytal ponownie nie przestajac mnie laskotac. Probowalam wykrztusic z siebie odpowiedz, ale nie moglam.

-Pr-smiech-oooosze.Ju-Ju-stin!Prze-prze-przeeestan!

Dlugo nie przestawal, wiec niezdarnie odwrocilam sie do niego twarza i ugryzlam lekko jego reke. Wtedy natychmiast ode mnie odskoczyl. Spojrzal na mnie rozbawiony i po chwili oboje smialismy sie do rozpuku. Chlopak przysunal mnie do siebie tak, ze siedzialam przed nim, miedzy jego nogami, a on obejmowal mnie od tylu.

-Ellie, wiesz co?

Odwrocilam sie i powiedzialam:

-Tak, Justin. Ja ciebie tez.

Zlaczyl nasze wargi i przytulil mnie mocniej. Jakis czas pozniej samochod zatrzymal sie i wysiedlismy z niego. Moglam widziec pieknie oswietlona wieze Eiffla. Moj chlopak splotl swoja reke z moja.

-W te strone, kochanie.- powiedzial i zaczelismy isc wlasnie w strone wiezy.

-Jest pieknie.- stwierdzilam. Piosenkarz patrzyl przed siebie i powoli zaczal mowic:

-Czuje, ze jestem tu z wlasciwa osoba. Moja wielka miloscia, moja Elie. Jestes moja ksiezniczka, wiesz?- zatrzymalismy sie i dopiero teraz na mnie spojrzal i zlaczyl nasze drugie, wolne rece.

-Wiem. Pokazujesz mi to kazdego dnia, dziekuje. Wiem, ze ty jestes tym wlasciwym. Powodujesz usmiech na mojej twarzy.

-Jestesmy w Paryzu w Wigilie. Mam nadzieje, ze tak juz bedzie zawsze. Ja, ty i nasze dzieci.

-Dzieci?- zapytalam delikatnie.

-Tak, trojka.

-Trojka?- rozesmialam sie lekko.

-Tak, trojka.- powtorzyl.

Przytulil mnie do siebie i trwalismy tak przez dlugi czas.

-Kiedy?- kontynuowalm te zabwna gre.

-Proponuje od zaraz.- kilka razy uniosl brwi wysoko do gory. Uderzyłam go w tors i sie zasmialam, przestan.

-Nie chcesz?

-Czas pokaze.- puscilam mu oko.





~.~


Jest 40.Tak długi, jaki chciałam, żeby był.Dziękuję osobom,które dały mi motywację do napisania tego rozdziału.Przepraszam,że nie pojawiał się wtedy,kiedy miał być,ale chciałabym,żebyście trochę mnie zrozumieli,a mianowicie:

Wstaję o 6,jadę do szkoły.W domu jestem o 16 i 4 razy w tygodniu pędzę na angielski,niemiecki albo francuski.Wracam,ostatkiem sił odrabiam lekcje i bywa,że w nocy siedzę,bo nie potrafię zdążyć ze wszystkim.Zostaje naprawdę mało czasu na pisanie, bo w weekendy często nie ma mnie w domu. Staram się jak mogę,ale i tak znajdzie się ktoś,kto będzie narzekał na asku ((taki odważny)) że znowu nie ma i że jestem beznadziejna.Uwierzcie,robię co mogę,ale czasami po prostu nie wystarcza mi czasu,żeby wszystko pogodzić.

Dziękuję tym,którzy zostali <3

Jeśli ktoś wie,co zrobić,żeby nie było tego zaznaczenia to piszcie :)

Jeśli podoba Wam się rozdział,komentujcie,promujcie,polecajcie <3

sobota, 12 października 2013

Rozdział 39



-Ellie? Ellie Rogers?-uslyszalam znienawidzony przeze mnie glos.

-Umm...hej, Daniel.

Na jego twarz wstapil usmiech. Zblizyl sie do mnie i przytulil mnie. Szczerze mowiac nie zdziwilo mnie to. Zawsze taki byl.

-Co u ciebie?- zapytal, caly czas sie usmiechajac. Poslalam mu sztuczny usmiech i odparlam:

-Naprawde cie to obchodzi?

Zdezorientowany odpowiedzial:

-No pewnie. W koncu bylismy ze soba dwa lata, prawda?

"Stracone dwa lata" pomyslalam, a na glos powiedzialam:

-Mam wrazenie, ze zadales to pytanie przez grzecznosc. Nie zapominajmy, w jakich okolicznosciach sie rozstalismy.

Parsknal smiechem.

-Naprawde caly czas masz mi to za zle?

-Masz na mysli nazwanie mnie ''rozkapryszona gwiazdeczka'' czy stwierdzenie, ze ''nie mam dla ciebie czasu i robie wszystko, zeby doprowadzic do rozstania''?- kolejny sztuczny usmiech. Chlopak przewrocil oczami i zaczal sie tlumaczyc:

-Przeciez to bylo tak dawno temu...

-Dwa lata, Daniel. Dwa lata.

-Za tym nie tesknilem.

Poslalam mu mordercze spojrzenie i odwrocilam sie, zeby odejsc, kiedy poczulam jego rece na ramieniu. Szybko zwrocilam sie w jego strone, a on zapytal:

-Umawiasz sie z tym... Bieberem?

-Tak, umawiam sie z ''tym'' Bieberem.- bylam stanowcza.

-Wiesz, musze juz isc. Wcale nie bylo milo znow cie widziec.

Ponownie sie odwrocilam i pociagnelam Liz za reke, zeby przyspieszyla. Kiedy bylysmy juz w bezpiecznej odleglosci od niego ona stwierdzila:

-Ty to masz przygody.

Spojrzalam na nia i przejechalam reka po wlosach, zeby po chwili przyznac:

-Nie masz pojecia, jak bardzo nienawidze tego dupka.

-Po prostu zapomnij.

Kiwnelam glowa i zorientowalam sie, ze doszlysmy juz do domu Liz. Pozegnalysmy sie, a ja wsiadlam do mojego samochodu i wrocilam do domu. Tam od razu pobieglam na gore, krzyczac:

-Wrocilam!

W odpowiedzi uslyszalam tylko krotkie:

-Ok!

Stwierdzilam, ze i tak bede sie tu nudzic, wiec postanowilam jechac na zakupy. Otworzylam walizke i wyjelam z niej czarne rurki i luzna blekitna bluzke oraz czarna kurtke. Przebralam sie w to i dobralam odpowiednie dodatki. Przed wyjsciem na stopy wsunelam szpilki od Jimmy' ego Choo. Wsiadlam do samochodu i skierowalam sie w strone Bluewater. Po kilkudziesieciu minutach, wchodzilam juz przez glowne wejscie do centrum handlowego. Uslyszalam dzwiek wiadomosci, wiec wyjelam z torby telefon i przesunelam kciukiem po ekranie.


Od:Justin Co porabia moje sloneczko?xo


Do:Justin Jestem na zakupach :)


Widzialam, ze ludzie na mnie patrza, wiec przygryzlam warge, zeby stlumic smiech. Po kilku sekundach dostalam odpowiedz:


Od:Justin Moja ksiezniczka w swoim zywiole.


Do:Justin A co ty robisz?


Od:Justin Obiecaj, ze sie nie wkurzysz.


Westchelam i szybko odpisalam:


Obiecuje.


Po kilku sekundach dostalam odpowiedz:


Jestem u Seleny.


Musze przyznac, ze poczulam sie zazdrosna. Zazdroscilam jej, ze mogla miec Justina tak blisko siebie. Ufalam mu, wiedzialam, ze byl mi wierny. Westchnelam i napisalam, ze nie jestem zla i ze musze juz konczyc, bo ludzie na mnie patrza. Otworzylam torbe i schowalam telefon do kieszonki, a nastepnie weszlam do pierwszego lepszego sklepu, ktory okazal sie Topshopem. Podeszlam do pierwszego wieszaka i zaczelam przegladac wywieszone na nim ubrania. Wybralam kilka bluzek i odwrocilam sie, jednak weszlam w cos. Spojrzalam w dol i zobaczylam mala dziewczynke kurczowo sciskajaca biala kartke w raczkach. Usmiechala sie od ucha do ucha, wywolujac tym samym usmiech na mojej twarzy.

-Moge prosic o autograf?- uslyszalam cichutki glosik. Ukucnelam przy niej i zapytalam:

-Jak masz na imie? -Angelina. Wzielam od niej kartke i dlugopis i napisalam:


''Dla Angeliny, Ellie Rogers. Odwaz sie marzyc i spelniaj swoje marzenia.''


Oddalam ja jej i zapytalam jej mame stojaca kilka metrow za dziewczynka, czy zrobi nam zdjecie. Kiedy sie zgodzila, podalam jej telefon i wzielam mala na rece. Kilka minut potem postawilam ja z powrotem na ziemie, pozegnalam sie i wrocilam do ogladania ubran. Po jakims czasie odeszlam z kilkoma wieszakami do przebieralni. Przymierzywszy ubrania, wybralam ponad polowe, podeszlam do kasy i za nie zaplacilam. Czulam na sobie wzrok niemal wszystkich klientow. Szepty nasilaly sie. Usmiechnelam sie do siebie i wyszlam ze sklepu.






~~~~~


Bylam w Londynie juz dwa tygodnie i coraz bardziej tesknilam za Justinem. Kiedy rozmawialismy ze soba, zaczynalam plakac. On zazwyczaj pocieszal mnie, ze juz niedlugo znow bedziemy razem i, zebym nie plakala, bo tego nienawidzi. Uspokajalam wtedy ton glosu i mowilam normalnie, ignorujac lzy splywajace po twarzy. Jutro Wigilia. Ten piekny czas, spedzony tradycyjnie z moja rodzina. Lacznie w domu znajdowalo sie 30 osob, w tym 6 dzieci. Kochalam moich kuzynow, zawsze swietnie sie z nimi bawilam.

Kiedy tylko wstalam i naszykowalam sie, zbieglam na dol. Przywitalam sie z rodzina i podeszlam do lodowki, zeby wyjac sok pomaranczowy i serek. Zazwyczaj nie jedlismy wspolnych sniadan, gdy bylo u nas tak duzo ludzi. Kazdy bral to, na co mial ochote. Zrobilam sobie kanapke i usiadlam na kanapie, gdzie tata z wujkami ogladal wiadomosci. Niemal parsknelam smiechem, gdy na ekranie pojawilo sie moje zdjecie. Reporterka opowiadala o akcji charytatywnej, w ktorej wzielam udzial. Rodzina spojrzala na mnie, a ja zarumienilam sie. Musze przyznac, ze dziwnie sie czuje, gdy moi bliscy czytaja o mnie w gazetach czy ogladaja filmy z moim udzialem. Wiele rzeczy sie zmienilo, ale ja nadal pozostalam dla nich ta sama mala Ellie. (Jeżeli czytasz ten moment, to dopisz do komentarza ''+Jus'') W tym momencie do salonu weszla mama. Cmoknelam ja w policzek, a ona powiedziala:

-Claire i Alex juz sa. Spia na gorze.

Moje oczy momentalnie sie rozszerzyly, a na twarz wstapil ogromny usmiech. Od razu wstalam i w drodze na gore rzucilam przez ramie:

-W ktorym pokoju?

-3 goscinnym.

Dobieglam do drzwi i pchnelam je. Zobaczylam slodko spiacych kuzynow. Claire i Alex to blizniacy w moim wieku. Uwielbiam spedzac z nimi czas. Rozpedzilam sie i skoczylam na lozko, slyszac niezadowolone pomruki.

-Dzien dobry sloneczka! Wstajemy!

Oni, gdy tylko otworzyli oczy usmiechneli sie od ucha do ucha. Cmoknelam kazde z nich i polozylam sie miedzy nimi tak, ze koldra nas okrywala.

-Co tam u was?- zagadnelam.

-Wszystko ok.- odpowiedzial spokojnie Alex.

-Nawet lepiej niz ok.- dopowiedziala Claire, unoszac brwi do gory, doprowadzajac tym brata do rumienca. Moj wzrok skakal miedzy nimi, az w koncu powiedzialam:

-O czyms nie wiem?- zapytalam zadziornie. Chlopak znow sie zarumienil, ale odparl:

-Raczej ni...

Przerwala mu siostra:

-Alex ma dziewczyne! Spojrzalam na niego i znaczaco poruszylam brwiami. On jeknal, jednak usmiechnal sie.

-Jak ma na imie?- bylam ciekawa.

-Tess.

-Przestancie juz o niej mowic.- powiedzial stanowczo chlopak.

-Wlasnie, lepiej mow, co u ciebie. Chodzisz z Justinem Bieberem, dziewczyno!- dopowiedziala jego siostra. Przewrocilam zartobliwie oczami.

-Jaki on jest?- zapytala Claire opierajac glowe na ramieniu. Z moich ust wylala sie lawina slow:

-Jest wspanialy. Bardzo opiekunczy, slodki. Uwielbia robic mi niespodzianki. Czesto mnie rozsmiesza. Slicznie pachnie, tone w jego oczach. Robi pyszne nalesniki. Kocham go.

-Aww...- wypowiedzieli jednoczesnie blizniacy. Usmiechnelam sie do nich slabo, przypominajac sobie o mojej tesknocie.

-Tesknisz za nim?- chcial wiedziec Alex.

-Nie masz pojecia jak bardzo.

-Ellie, czy wy... No wiesz?

-Co?- zapytalam podejrzliwie.

-Spicie ze soba?

-Co?! Nie!- odparlam oburzona. Jednak po chwili zastanowilam sie nad tym. W sumie gdybysmy to robili, nie byloby w tym niczego zlego. W koncu znamy sie juz prawie rok i sie kochamy. Podnioslam wzrok i poslalam rodzenstwu usmiech w stylu ''dajcie juz spokoj'', a oni rozesmiali sie.





~~~~~


Caly dzien minal szybko, biorac pod uwage wszystkie przygotowania. Claire, Alex i ja ubieralismy choinke i pieklismy ciastka oraz bawilismy sie z naszymi pozostalymi kuzynami. W koncu wykonczeni poszlismy do swoich pokoi. Kiedy przekroczylam prog swojego rzucilam sie na lozko i spojrzalam na zegarek w ksztalcie motyla. Wskazywal 1.23. Szybko przeliczylam godziny i otworzylam laptopa. Kliknelam dwukrotnie na ikonke Skype i po otwarciu sie programu zadzwonilam do mojego chlopaka. Po kilku sygnalach zobaczylam go na ekranie i uslyszalam jego melodyjny glos:

-Hej slonce.

Na mojej twarzy pojawil sie usmiech.

-Czesc, Justin.

-Co tam u ciebie? Strasznie tesknie.

-Nic specjalnego, wielkie przygotowania.- zasmialam sie i przekrzywilam glowe.- Tesknie.

-Zostal tydzien sloneczko. Damy rade.

Spuscilam glowe i pokiwalam glowa.

-Hej, spojrz na mnie.- Justin powiedzial spokojnie. Podnioslam glowe i poslalam Kanadyjczykowi slaby usmiech.

-Chcialbym cie teraz przytulic...- westchnal chlopak.

-Ja tez.- odparlam. Chlopak spojrzal na zegarek i powiedzial:

-Przepraszam, kochanie, ale musze juz isc. Kocham cie bardzo bardzo mocno. Pamietaj, ze jestes moja ksiezniczka. Zadzwonie do ciebie jutro.

-Kocham cie, Justin.- wyznalam i smutna poszlam spac.





~*~






Hej misie. Ponad miesiąc. Wiem, obiecywałam wcześniej. Muszę Wam powiedzieć, że zmieniłam szkołę i mam teraz dużo więcej zajęć, więc coraz mniej czasu na pisanie. Nie chcę przestawać, ale bardzo mało osób czyta. Zdaję sobie sprawę z tego, że to po części moja wina (przez nieregularne dodawanie rozdziałów), ale to naprawdę smutne.


Mam jeszcze jedną wiadomość. Z powodu tego, że w tym rozdziale mało było Jellie moments, napisałam już następny, który dodam, gdy na liczniku pokaże się 20.000 wyświetleń :)

+obiecuję,że jutro zrobię coś z wyglądem ;/


Tutaj możecie pytać o następne rozdziały, dawać znać co sądzicie i pytać o fabułę :)


Dziękuję @DameBelieber za informowanie o nowych rozdziałach <3


Do następnego <3






Dziękuję, że to wytrzymujecie, kocham Was ♥


Jeśli czytasz to opowiadanie, komentuj. Dawaj znać co o nim sądzisz.


To naprawdę motywujące.

sobota, 7 września 2013

Rozdział 38

Przeczytaj proszę notkę pod rozdziałem.
-Zartujesz, tak?- zapytalam z niedowierzaniem.
-Myslisz, ze zartowalbym w takiej sprawie?
Zamilklam na chwile, by po chwili odpowiedziec:
-Mysle, ze nie. Boze, Chris... Nawet nie wiesz, jak sie ciesze!
-Ja tez, Ellie, uwierz, ja tez.
-Wpadniesz do mnie?
-Jasne, bede za godzine.
Rzucilam telefon na lozko i zbiegalam ze schodow, jednoczesnie krzyczac:
-Nominowali mnie do Oscara!
Mama wstala i mocno mnie przytulila, kiedy sie odsunelysmy, zobaczylam lzy na jej twarzy. Otarlam je i ponownie ja przytulilam. Po kilkunastu minutach chaosu, ponownie udalam sie na gore, zeby zadzwonić do mojego chlopaka. Nie odbieral, wiec stwierdzilam, ze jest w trakcie nagrania. Polozylam sie na wygodnym lozku i zalogowalam na twittera. Tak jak podejrzewalam, wszystkie interakcje dotyczyly mojego omdlenia. Ciekawa bylam, skad oni to wiedzieli. Zamiast odpisywac na nie, napisalam jednego:
"Czuje sie dobrze. Nie martwcie sie."
Po czym odlozylam telefon i spojrzalam w sufit. Oscar... Nawet nie licze na wygrana, ale sama nominacja jest dla mnie ogromnym wyroznieniem... Chcialabym teraz spotkac tych wszystkich, ktorzy we mnie nie wierzyli, usmiechnac sie z politowaniem i odwrocic do nich plecami. Musze przyznac, ze takich osob bylo bardzo duzo. No bo kto by uwierzyl pietnastolatce nie mowiacej o niczym innym niz to, ze zostanie slawna aktorka? No wlasnie. Kazdego dnia dziekuje Bogu, za to, co mam. A musze przyznac, jest tego sporo... Mam siedemnascie lat, ciagle propozycje nowych rol, nominacje do Oscara, kochajaca rodzine i Justina Biebera. Tak, Justin Bieber jest moim chlopakiem. Usmiechnelam sie do siebie i ponownie zeszlam na dol,zeby przygotowac sie na spotkanie z Chrisem.
~*~
Kilka dni pozniej jechalam z lotniska do domu. Prawdziwego domu. Przyciskalam
policzek do szyby i myslalam o Justinie. Pozegnalismy sie tuz przed odlotem. Zalowalam, ze nie moze leciec z nami, ale coz... on tez w koncu ma swoja rodzine. Postanowilam zajac mysli czyms przyjemniejszym. Juz za kilka godzin mialam zobaczyc Liz. Chcialam zrobic jej niespodzianke, dlatego przylecialam dwa dni przed planowana data. W dodatku niedlugo swieta... Musialam pomyslec o prezentach, do ktorych ostatnio zupelnie nie mialam glowy.
-Ellie?
Pokrecilam glowa i zorientowalam sie, ze kierowca wlasnie wjechal na podjazd dlugo niewidzianego domu. Niemal wyskoczylam z samochodu i nie czekajac na rodzicow, podeszlam do drzwi frontowych i nacisnelam klamke- byla zamknieta, wiec schylilam sie, aby odnalezc starego krasnala ogrodowego, w ktorym zawsze trzymalismy zapasowy klucz. Kiedy go poczulam, chwycilam go, podnioslam sie i wlozylam do zamka. Przekrecilam go i pchnelam drzwi. Weszlam do mojego rodzinnego domu, gdzie spedzilam cale moje dotychczasowe zycie. To tutaj stawialam pierwsze kroki. Udalam sie na gore, gdzie bez trudu znalazlam moj pokoj. Wygladal tak, jakbym nigdy nie wyjechala. Lozko idealnie poscielone, ksiazki rowno poukladane na regalach. Przejechalam palcem po imieniu chłopaka, napisanym mazakiem na biurku, ktory podobal mi sie w przedszkolu. W koncu usiadlam na lozku i gleboko odetchnelam. Bylam w domu. Po chwili zadumy wstalam, zeby obejrzec pozostale pomieszczenia. Weszlam do sypialni rodzicow, kazdej lazienki, po czym udalam sie do pralni. Popchnelam drzwi i to, co zobaczylam bardzo mnie zaskoczylo. Zamiast pralek i suszarek, ktore spodziewałam sie zobaczyc ujrzalam malutkie lozeczko oraz kilka malych szafeczek. Stala tam takze mala szafa, a caly pokoj zostal przemalowany na fioletowo. Po chwili juz wiedzialam o co chodzi. Odwrocilam sie, zeby wyjsc, jednak w drzwiach stali usmiechnieci rodzice. Na widok ich szczesliwych, sama sie usmiechnelam. Tata objal mame, gdy ta gladzila swoj brzuch. Podeszlam do niej i mocno ja usciskalam.
-Cieszysz sie, Ellie?- zapytala mama lekko wzruszona.
-Jasne, ze tak. Zawsze chcialam miec siostre.- odpowiedzialam uradowana. -Macie juz dla niej imie? Rodzice spojrzeli na siebie, a tata powiedzial:
-Dowiesz sie, gdy twoja siostra przyjdzie na swiat. To znaczy w czerwcu.
Przygryzlam dolna warge, a po chwili jeszcze raz ich przytulilam. Postanowilam zrobic niespodzianke Liz, wiec pozegnalam sie z rodzicami i wsiadlam do samochodu. Przekrecilam kluczyk w stacyjce i ruszylam. Dobrze znalam droge, w koncu przemierzalam ja tysiace razy. Po okolo dziesieciu minutac zaparkowalam na podjezdzie jednopietrowego, przytulnego domku. Wysiadlam z pojazdu i podeszlam do drzwi. Zadzwonilam dzwonkiem. Odczekalam chwile, gdy nagle w drzwiach pojawila sie mama Liz. Przywitalam sie z nia i poprosilam, zeby nic nie mowila corce. Na palcach podeszlam do jej pokoju i cicho otworzylam drzwi. Na szczescie moja przyjaciolka byla odwrocona tylem do drzwi, a na uszach miala sluchawki. Bedac przy niej, zarzucilam jej rece na szyje i mocno objelam. Ona odwrocila sie szybko i w jej oczach stanely lzy. Przytulila mnie i przez lzy zapytala:
-Co ty tu robisz?
-Odwiedzam moja kochana przyjaciolke.
-Nie spodziewalam sie ciebie tu tak wczesnie.- na jej twarz wstapil uśmiech.
-Lubie zaskakiwac.- puscilam jej oko.
Ona rozesmiala sie i w potwierdzeniu pokiwala glowa.
-Chodzmy na spacer.- zaproponowalam.
-Jasne, poczekasz chwilke?- wytarla rozmazany tusz spod oka.- Za chwilke wroce.
Po tych slowach opuscila pokoj, a ja rzucilam sie bezwladnie na jej lozko i dokladniej przyjrzalam sie miejscu, w ktorym tyle sie dzialo. Ze zdziwieniem stwierdzilam, ze polki, na ktorych zazwyczaj staly ksiazki sa puste. Ze scian zniknely takze obrazy i kolaze ze zdjec. Zmarszczylam brwi, kiedy zrozumialam, dlaczego. Chwile później uslyszalam melodyjny glos Liz:
-Jestem gotowa.
W tym momencie wstalam i razem wyszlysmy z jej domu. Obie wiedzialysmy, dokad idziemy. -Przeprowadzasz sie do Roberta?- zapytalam.
-Tak. A co u ciebie i Justina?
Spojrzalam na nia i usmiechnelam sie.
-Jest wspanialy. Moge mowic o nim caly czas. O jego ramionach, ktore mnie obejmuja, o jego zapachu i tych slodkich ustach...
Przyjaciolka spojrzala na mnie i uniosla wysoko brwi, jednakze nic nie powiedziala.
-Wybralas juz suknie?- chcialam wiedziec.
-Tak wlasciwie to czekalam na ciebie.
-W takim razie jutro ruszamy na poszukiwania. Myslalas juz, jaka ma byc?
Zasmiala sie zanim odpowiedziala:
-Mam juz to zaplanowane od dziecka. Ma miec obcisla gore, wiesz, taki gorset, a przy samym dole lekko rozszerzana.
-Biala?
-Tak, albo brudna biel, nie moge sie zdecydowac.
-Stworzyliscie juz liste gosci?
Nie mogla dokonczyc, poniewaz w nasza strone biegla juz grupka fanek. Przywitalam sie z nimi, podpisalam kilka rzeczy, zrobilam zdjecia i poszlysmy dalej.
-Przepraszam.- powiedzialam.
Na twarzy Elizabeth malowal sie ukrywany smutek, niemal niezauwazalny, jednak znalam ja zbyt dlugo, zeby nie rozpoznac, kiedy jest smutna.
-Co sie dzieje, skarbie?
-Nic. Wszystko ok. Wracajac do poprzedniej rozmowy:tak, mamy juz liste gosci. Zapraszamy 1000 osob.
-1000?
-No wiesz... Rodzina Roberta jest naprawde duza. Dochodzi jeszcze moja, ktora wcale nie jest taka mala, nasi znajomi... A tak na marginesie przychodzisz z Justinem?
Gleboko odetchnelam, zeby nie myslec o tym, jak bardzo za nim tesknie i odpowiedzialam:
-Tak, wydaje mi sie, ze tak.
-A sukienki dla druchien?
-Szczerze mowiac nie myslalam jeszcze o tym.
Po kilku minutach popchnelam stara, zardzewiala furtke do opuszczonego juz placu zabaw. Usiadlam na starej hustawce, a Lizzy zajela miejsce na platformie ze stara tyrolka. Przymknelam na chwile oczy, rzeski wiatr smagal moja twarz, gdy uslyszalam glos przyjaciolki:
-Boje sie.
Otworzylam oczy i spojrzalam na nia. Schowala twarz w kolanach, tak, ze nie moglam ujrzec, jakie uczucie maluje sie na jej twarzy. Zeskoczylam z hustawki i wdrapalam sie na podest, na ktorym siedziala moja przyjaciolka. Objelam ja i pozwolilam jej mowic.
-Boje sie, ze to nie to. Kocham go, jest dla mnie najwazniejszy... Mysle o nim przez caly czas, ale co jesli to nie ten? A co jesli ja nie jestem ta jedyna dla niego? Co jezeli to okaze sie dopiero po slubie? Po prostu sie rozejdziemy? Kazde w swoja strone? Ellie pomoz mi, prosze! Co ja mam zrobic?!- z kazdym wypowiedzianym przez nia slowem pojawiala sie nowa lza. Teraz plakala juz na dobre.
-Css, kochanie, spokojnie.- obejmowalam ja mocno.
-Boje sie...- powtorzyla.
Spuscilam glowe i poczulam lze splywajaca po moim policzku.
-Co ja mam zrobic?
-Zaufac mu. Tak jak on ufa tobie.- powiedzialam zdecydowanym glosem, ukrywajac niepewnosc.
Po raz pierwszy uniosla glowe i wlepila swoje smutne oczy we mnie. Zagryzla warge i widzialam, jak smutek powoli zastepuje pewnosc siebie. Taka wlasnie byla moja Liz.
-Dziekuje. Tylko ty mnie rozumiesz.
Poslala mi slaby usmiech i objela. Usiadlysmy naprzeciwko siebie po turecku i zlapalysmy sie za rece.
-Tesknisz za nim?
Wciagnelam wargi do srodka i przytaknelam.
-Nie masz pojecia jak.
-Cholera, ty naprawde go kochasz.
Nie zdazylam odpowiedziec, gdy uslyszalam dzwiek telefonu. Wyjelam go z kieszeni jeansów, spojrzalam na wyswietlacz i natychmiast na moje usta wstapil usmiech.
-Odbierz.- pozwolila Elizabeth nie kryjac usmiechu.
Zeszlam z platformy i przesunelam palcem po ekranie, zeby odebrac polaczenie.
-Dzien dobry, slonce.- uslyszalam wesoly glos mojego chlopaka.
-Hej, Justin.
-Co robi moja ksiezniczka?- wiedzialam, ze wie, jak to na mnie dziala.
-Siedze z Liz na placu zabaw i rozmawiamy. A ty?
-Hmm... Pomyslmy... Tesknie, tesknie i...tesknie. O i jeszcze mysle o tobie caly czas.
-Ej! Nie sciagaj!- rozesmialam sie.
-Nie wiem jak przezyje tyle dni bez ciebie...
-Damy rade. Musimy, prawda? A tak poza tym, dowiedzialam sie, ze bede miala siostrę.
-Na pewno bedzie tak samo sliczna jak jej starsza siostra.
-Aww.- dopiero teraz zdalam sosbie sprawe, ze owijam pasmo wlosow wokol palca. Szybko je puscilam.
-Kiedy jedziesz do  Kanady?
-W przyszlym tygodniu. Prawie bym zapomnial, co mam kupic mamie?
-Wydziergaj cos.- stlumilam smiech.
-Bardzo smieszne. Mowie serio.
-No nie wiem... To ty znasz swoja mame najlepiej. Zastanow sie, co oprocz twojego usmiechu sprawia jej radosc.
-Dziekuje. Naprawde mi pomoglas.- odpowiedzial sarkastycznie.
-Nie ma sprawy, skarbie.- obejrzalam sie przez ramie, zeby zobaczyc piszaca cos na telefonie Liz.- Musze juz konczyc, bo moja przyjaciolka zanudzi sie na smierc.
-Pozdrow ja ode mnie, kochanie. Kocham cie mocno, mocno mocno. Jestes moja na zawsze.- moglam wyobrazic sobie jak slodko sie usmiecha mowiac to.
-A ty jestes moj. Tez cie kocham. Zadzwonie pozniej.
Po tych slowach nacisnelam czerwona sluchawke i wrocilam do tyrolki.
-Musze juz wracac. Przepraszam, ale nie spodziewalam sie, ze zrobisz mi taka mila niespodzianke i umowilam sie na zakupy z Robertem.
-Och, pewnie, rozumiem.
Wstalysmy i udalysmy sie w powrotna droge do naszych domow. Schylilam sie, zeby zawiazac sznurowke. Kiedy to zrobilam, wstalam i przed sobą zobaczylam kogos, kogo nie spodziewalam sie ujrzeć.
~~*~~
Na początku jedno słowo: przepraszam. Nie mogę sobie wybaczyć, że kazałam Wam czekać na nowy rozdział ponad miesiąc. Przepraszam, naprawdę jest mi przykro.
To pierwsza sprawa.
 
Druga:
Rozdziały pojawiały będą się regularnie co soboty. Ale tylko, jeśli pod komentarzem będzie minimum 25 komentarzy,
 
Trzecia:
Zapraszam na moje tłumaczenie http://tlumaczenie-7weeks.blogspot.com/
 
Czwarta:
Chciałabym polecić następujące blogi:
klik by @mrrKidrauhl
klik by all_bullshit_
klik by ComMusia
 
Piąta:
Szukajcie mnie na twitterze lub asku.
 
Rozdziały mogą pojawiać się wcześniej.
 
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
KOMENTARZE=MOTYWACJA
MOTYWACJA=ROZDZIAŁ DODANY SZYBCIEJ
 
Podobał Wam się rozdział? Jak sądzicie, kogo spotkała Ellie?
 
 
 
 
 

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Rozdział 37

-Ellie!- uslyszalam glosne wolanie Justina. Przetarlam oczy, wstalam z lozka i szybko zbieglam ze schodow.
-Co sie s...
Nie dokonczylam, gdy zobaczylam, kto siedzi na kanapie.
-Dzien dobry, coreczko.- uslyszalam wesoly glos mojej mamy. Podeszlam do kanapy i przywitalam sie z rodzicami. Spojrzalam na polnagiego Justina, a nastepnie na tate, ktory mierzyl go zdenerwowanym spojrzeniem. Niezreczna cisze przerwala mama:
-Kochanie, jest cos, o czym chcesz nam powiedziec?
Zarumienilam sie i podeszlam do chlopaka. Ten oplotl ramieniem moja talie.
-Juz pamietam Justina.- usmiechnelam sie. Rodzice popatrzyli na mnie z niedowierzaniem. Oblizalam wargi, spojrzalam w gore, by napotkac zachecajace spojrzenie Justina. Kontynuowalam:
-I... Jestesmy razem.- zachichotalam.
-Domyslilismy sie.- powiedziala mama. Tata juz nie wytrzymal:
-Ellie, ja wszystko rozumiem, ale... Co robi polnagi Justin w twoim domu?
Zarumienilam sie i odparlam:
-Odebral mnie ze szpitala i poprosilam go, zeby ze mna zostal.
Na twarzach rodzicow malowala sie ulga. Usiedlismy z Justinem na kanapie obok. Splotlam nasze dlonie i zapytalam:
-Jak wam minal lot?
-Bez problemow.- odpowiedziala mama ze slabym usmiechem. Pokiwalam glowa. Spojrzalam na mojego chlopaka, ktory teraz wpatrywal sie w podloge. Cala powaga tej sytuacji zaczynala mnie juz bawic, wiec powiedzialam:
-Och, przestancie sie tak zachowywac.
Cala trojka rozesmiala sie, a po chwili mama wrocila do bycia troskliwa mama, gdy polozyla mi reke na kolanie i zapytala:
-Jak sie czujesz, skarbie?
Przewrocilam oczami i odparlam:
-Czuje sie swietnie. Zupelnie nie rozumiem, czym wy sie tak przejmujecie.
-Wiesz, omdlenia w twoim wieku nie sa typowe i... My z tata zastanawialismy sie czy moze...
Zaczerpnelam powietrza i szybko zapewnilam:
-Nie, mamo. Nie! Nie jestem w ciazy.- spojrzalam na nia. Odetchnela z ulga. Oparlam sie o Justina, a ten objal mnie swoim ramieniem. Obserwowalam reakcje rodzicow na ten czuly gest. Mama patrzyla na mnie ze wzruszeniem w oczach, a tata usmiechal sie uspokojony. Odwrocilam sie do chlopaka, by ujrzec jego rozpromieniona twarz. Scisnal lekko moja reke. Po chwili odezwalam sie:
-Napijecie sie czegos?
Mama szybko podniosla sie i powiedziala:
-Tak, ale sami sobie zrobimy. Wy idzcie sie naszykowac. Sniadanie bedzie za 20 minut. Poslala mi cieply usmiech. Pokiwalam glowa i wstalam, tym samym  zmuszajac Justina do wstania. Pobieglismy na gore, a nastepnie weszlismy do sypialni, gdzie rzucilam sie na lozko i zaczelam smiac. Poczulam, ze materac ugina sie pod ciezarem drugiej osoby. Otworzylam oczy, by zatopic je w duzych oczach mojego chlopaka. On polozyl rece na mojej talii i jednym zrecznym ruchem przyciagnal mnie do siebie, tak, ze teraz lezalam z twarza kilka centymetrow od jego. Przyblizylam sie i schowalam twarz w zaglebieniu jego szyi. Lezelismy tak przez kilka minut, rozmawiajac o niezrecznosci sytuacji, ktora miala miejsce jakis czas temu, gdy odsunelam sie od niego i powiedzialam:
-Ide sie kapac.
Justin zrobil smutna mine, na co niemalze sie rozplynelam. Przymknelam oczy, wzielam gleboki wdech i powtorzylam:
-Ide sie kapac.
Chlopak zamruczal i tracil nosem moja szyje. Spojrzalam w gore z usmiechem i lekko go od siebie odepchnelam. Ten popatrzyl na mnie i zmarszczyl brwi. Cmoknelam go w policzek i pobieglam do lazienki.
--------
Czterdziesci minut pozniej wyszlam z lazienki i widzac puste lozko, zbieglam po schodach na dol. Tam poczulam zapach smazonego bekonu, co przywodzilo mi na mysl dom. Usmiechnieta weszlam do kuchni, gdzie zobaczylam krzatajaca sie przy kuchence mame, rozkladajacego talerze tate i nalewajacego sok do szklanek Justina. Usiadlam przy stole i powiedzialam:
-Czuje sie tu niepotrzebna.
Na te slowa wszyscy odwrocili sie w moja strone, a mama odpowiedziala:
-Mialas odpoczywac.
-Zrobienie sniadania chyba nie jest zbyt meczace.- odparlam biorac do ust kawalek marchewki. Nikt mi nie odpowiedzial, wiec postanowilam pojsc do salonu. Bedac tam, rozlozylam sie wygodnie na kanapie i wlaczylam E!. Gdy na ekranie zobaczylam Justina, zwiekszylam glosnosc.
-Justin Bieber jest ostatnio coraz czesciej widywany z Ariana Grande.
Rozesmialam sie i przelaczylam kanal, gdy mama oznajmila mi, ze sniadanie juz gotowe. Ponownie usiadlam przy stole, kolo Justina i zaczelismy jesc. Wszyscy, poza chlopakiem. Spojrzalam na niego i lekko sie usmiechnelam, a po chwili wytlumaczylam mu co z czym sie je. Zupelnie zapomnialam, ze nawet bedac w Londynie prawdopodobnie nie jadl typowego angielskiego sniadania. Rozkoszowalam sie pysznym bekonem, gdy uslyszalam glos Justina:
-Niestety musze juz isc.- podniosl sie i wlozyl talerz do zmywarki, a po chwili pocalowal mnie w glowe i zwrocil sie do moich rodzicow:
-Bardzo dziekuje za pyszne sniadanie.
-Nie ma sprawy, Justin.- odpowiedziala mama, a po chwili dodala- Przyjedziesz do nas jeszcze dzisiaj?
-No nie wiem... To zalezy o ktorej skoncze nagranie...- lekko sie zmieszal. Pozegnal sie z rodzicami i wyszedl. Po chwili zostalam zasypana tysiacem pytan:
-Lekarz przepisal ci jakies leki?
-Slyszalas, ze Liz wychodzi za Roberta?
-Kiedy zamierzacie oglosic swiatu, ze jestescie razem?
-Mamo!Tato!- wykrzyknelam zirytowana i zaczelam odpowiadac na zadane mi pytania:
-Tak, dostalam leki, za chwile je wezme. Oczywiscie, ze slyszalam. Bylam najprawdopodobniej pierwsza osoba, ktorej powiedziala.- powiedzialam dumna. Postanowilam zignorowac ostatnie pytanie.
-I co o tym sadzisz?- zapytala mama wkladajac naczynia do zmywarki. Podalam jej ostatni talerz i odpowiedzialam:
-Mysle, ze jest za mloda. Zastanawiam sie, czy to przemyslala... Mogla dzialac pod wplywem chwili.- zmarszczylam brwi.
-Moze masz racje. Dziwie sie, ze Tom i Lucy jej na to pozwolili.
Ozywiona na dzwiek imion rodzicow Liz postanowilam dowiedziec sie co u nich. Mama powiedziala,  ze wszystko w porzadku i troche za mna tesknia. Usmiechnelam sie szczerze i kiedy posprzatalysmy kuchnie, wszyscy usiedlismy na kanapach w salonie.
-Jak ci sie podoba cala ta slawa, kochanie?
-Ogolnie jest ok. Bardzo kocham moich fanow, ale to, ze paparazzi sledza kazdy moj ruch nie jest juz tak mile.
-A co z Justinem?
-Podejrzewam, ze juz wiedza, ze z nim jestem. Juz sie tym nie przejmuje. Tak naprawde jeszcze nie rozmawialam z nim jak, gdzie i kiedy wszystkim powiemy, ale myslalam o pojsciu razem na jakas gale. Swietna okazja bedzie gala Vanity Fair w styczniu.
Mama pokiwala glowa, a tata powiedzial:
-Ciesze sie, ze jestescie szczesliwi... Widze, jak cie traktuje. To piekne, ze tak sie toba opiekuje.
Usmiechnelam sie i uslyszalam dzwiek telefonu. Weszlam na gore, a nastepnie do sypialni. Zlokalizowalam telefon i spojrzalam na wyswietlacz, zeby dowiedziec sie, ze dzwoni Chris. Odebralam i uslyszalam podekscytowany glos mojego managera:
-Ellie! Nie uwierzysz!
-Spokojnie, co sie stalo?
-Jestes nominowana w kategorii 'Najlepsza aktorka'. Ellie! Wiesz co to znaczy?! Masz szanse, zeby wygrac Oscara!
¬¬¬¬¬¬
Na poczatku chce Wam powiedziec jedno:PRZEPRASZAM. Wiem, ze 20 komentarzy pojawilo sie juz dawno temu, ale zupelnie nie mam weny... Rozdzial nie jest do konca taki, jaki chcialam, zeby byl. Mam nadzieje, ze pomimo tego Wam sie spodoba :)) Na razie nie podaje Wam linkow do kont naszych bohaterow, bo nastapily pewne komplikacje. Nie wiem, kiedy bedzie nastepny rozdzial, ale mam nadzieje, ze szybko. Nadal chce, zebyscie dawali mi znac so sadzicie o opowiadaniu i prosze Was o promowanie go :)

piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 36

Nastepnego dnia konczylismy scene:
-To...nic waznego. Jakos sobie poradze.- wybelkotalam do mojej filmowej przyjaciolki.
-Nie, Van. Nie dasz rady.- powiedziala aktorka.
-Spence, daj juz spokoj. Nie mozemy odwrocic tego, co sie stalo.- obraz rozmazywal mi sie przed oczami.
-Masz...
Nie uslyszalam koncowki zdania, ktore zaczela. Przymknelam oczy i pomasowalam skronie. To nie pomoglo. Oparlam sie o pierwsza lepsza rzecz, na ktora natrafilam.
-Ellie!- slyszalam przytlumione glosy, jakby za szklana szyba.
Poczulam czyjes silne rece na ramieniu, zanim zupelnie odplynelam.
--------
Otworzylam oczy i szybko sie podnioslam. Zobaczylam, ze leze w karetce, a sanitariusze wymieniaja porozumiewawcze spojrzenia. Jeden z nich powiedzial:
-Dzien dobry, panno Rogers. Zaslablas.
-Tak, wiem. To tylko zwykle zmeczenie.- wymamrotalam, podnoszac dlonie do czola.
-Musimy to sprawdzic i dlatego zabieramy cie do szpitala.
Jeknelam. Nienawidzilam szpitali. Mialam ich juz serdecznie dosc po ostatnim wypadku.
-Na dlugo?
Mezczyzna spojrzal na mnie wyrozumiale i odparl:
-Jezeli wszystko pojdzie dobrze, moze nawet juz dzis bedzie pani w domu.
Pokiwalam glowa i przymknelam oczy. Dalej jechalismy w milczeniu. Kilkanascie minut pozniej dojechalismy do szpitala. Chcialam wstac, kiedy jeden z lekarzy poslal mi karcace spojrzenie. Dalam wiec sobie z tym spokoj i pozwolilam wyniesc im mnie na noszach. Weszlismy do duzego budynku i przechodzac przez ciag korytarzy, wreszcie weszlismy do gabinetu, w ktorym bylam ostatnio. Mezczyzni polozyli mnie na stylowej kozetce i opuscili pomieszczenie, zostawiajac mnie sama z moim prywatnym lekarzem, panem Thomasem. Podnioslam sie lekko i poslalam mu slaby usmiech. Ten usmiechnal sie do mnie promiennie i powiedzial:
-Dzien dobry, Ellie.
-Dzien dobry.
-Przeciez wiesz, ze mialas odpoczywac? Jestes przemeczona, co niewatpliwie zle wplywa na twoj mlody organizm.
-Wie pan, jak to jest... Poza tym juz tylko tydzien zdjec.
Obserwowalam, jak mezczyzna mierzy mi cisnienie. Po chwili odparl:
-Tydzien, ktory spedzisz w domu, odpoczywajac.
-Ale prosze pana!- podnioslam glos oburzona.
-Masz niskie cisnienie.- spojrzal mi prosto w oczy- Zdrowie to cos, o co trzeba dbac, Ellie. Tego nie kupisz. Jestes mloda, wspaniala dziewczyna. Podejrzewam, ze nie tylko ja nie chcialbym, zeby cos ci sie stalo.
Pokiwalam glowa myslac o rodzicach, Elliners i Justinie.
-Dobrze.- przyznalam ze skrucha w glosie.
Lekarz usiadl za biurkiem i wykonal telefon. Chwile pozniej do pokoju weszla pielegniarka, ktora zaprowadzila mnie na badanie krwi. Kolejna okropna rzecz. Na szczescie jakos sobie poradzilam. Kiedy ustalilam juz z panem Thomasem godziny i dawki przyjmowanych lekow, wyjelam telefon, ktory na szczescie ktos mi spakowal i odblokowalam go. Szeroko otworzylam oczy, gdy zobaczylam 47 powiadomien. Szybko zaczelam je przegladac. Ponad polowa z nich byla od rodzicow. Pozostale to nieodebrane polaczenia i wiadomosci od Chrisa, obsady i Justina. Przeczytalam wszystkie smsy i postanowilam zadzwonic najpierw do rodzicow. Po jednym sygnale uslyszalam rozgoraczkowana mame:
-Ellie, dziecko! Tak strasznie sie martwilismy! Jak sie czujesz?
-Czuje sie dobrze, to przez zmeczenie. Naprawde, nie musicie sie martwic.
-Nie musimy sie martwic?! Ty chyba sobie zartujesz, jestesmy w drodze na lotnisko. Powinnismy byc u ciebie jutro.
-Dobrze, do zobaczenia.
Rozlaczylam sie i wybralam kolejny numer. Tym razem rozmawialam z Chrisem. Wytlumaczylam mu, ze juz wszystko w porzadku i zeby sie nie przejmowal. Na szczescie, on zareagowal inaczej niz mama. Powiedzial, ze najwazniejsze to, zebym teraz odpoczywala. Kiedy skonczylam te rozmowe, zadzwonilam do Justina, ktory odebral po dwoch sygnalach:
-Hej, skarbie. Co u ciebie?- zapytal spokojnie.
Stwierdzilam, ze o niczym nie wie.
-Kochanie, jestem w szpitalu. Moglbys po mnie przyjechac?- powiedzialam lagodnie.
-W szpitalu?- w jego glosie slychac bylo narastajace zdenerwowanie.- Ellie, co sie stalo?
-Opowiem ci, jak po mnie przyjedziesz. Bo przyjedziesz, prawda?
-Oczywiscie, ze tak.- uslyszalam dzwiek zapalanego silnika.- W ktorym szpitalu jestes?
-Swietej Marii. Na oddziale interny.
-Juz jade. Trzymaj sie, El.
Po tych slowach rozlaczyl sie, a ja rozejrzalam sie po gabinecie doktora Thomasa. Pelno w nim bylo plakatow informujacych o zasadach zdrowego odzywiania. Coz, musze przyznac, ze odzywiam sie nieregularnie i niezdrowo. Na biurku mezczyzny, zobaczylam kilka plikow ulotek. Poniewaz bylam sama, postanowilam wziac po jednej i zaczac czytac. Pierwsza informowala o bezplatnym oddawanniu krwi. Szybko odlozylam ja na bok. Druga takze mi nie odpowiadala. Dopiero nastepna mnie zaciekawila. Jej tytul mowil "Zbiorka darow dla dzieci z domu dziecka. Szukamy wolontariuszy chetnych do pomocy tym, ktorzy naprawde tego potrzebuja.". Usmiechnelam sie i wlozylam ja do torby, majac zamiar im pomoc. Kilka nastepnych bylo o nowotworach, co takze niezbyt mnie fascynowalo. Usiadlam wiec wygodniej na kozetce i wyjelam telefon, zeby odpisac na wiadomosci. Wyslalam kilka o tresci wskazujacej na to, ze czuje sie dobrze. Chowalam telefon do kieszonki, gdy ktos wszedl do gabinetu. Podnioslam wzrok i zobaczylam Justina. Usmiechnelam sie do niego promiennie, na co on tez odpowiedzial mi usmiechem. Byl ubrany w czarne spodnie z dluzszym krokiem i czerwony T-shirt. Wstalam, a on przytulil mnie mocno.
-Co sie stalo, skarbie?- wymruczal mi we wlosy.
-Zaslablam, to wszystko.
Puscil mnie, ale ujal moja reke i powiedzial:
-Za duzo pracujesz.
Przewrocilam oczami i wzielam torbe z kozetki.
-Mozemy juz isc?- zapytalam.
-Oczywiscie.- szybko powiedzial i wyszlismy trzymajac sie za rece. Widzialam, ze personel patrzy na to ze zdziwieniem. Wolna reka zakrylam usta, zeby nie widzieli mojego usmiechu. -Do widzenia.- pozegnalam sie z panem Thomasem, ktorego spotkalam na korytarzu.
-Do...- przerwal, gdy zobaczyl nasze zlaczone rece. Po kilku sekundach dokonczyl- Do widzenia, do widzenia.
Przeszlismy przez duze szklane drzwi na zewnatrz. Z zaskoczeniem stwierdzilam, ze Lamborghini Justina stoi prawie pod wejsciem. Spojrzalam na niego nie kryjac rozbawienia.
-No co?- wzruszyl ramionami.
-Nic moj mistrzu parkowania.
Wspielam sie na palce, by pocalowac go w policzek. Rozesmial sie i otworzyl mi drzwi do samochodu. Wsiadlam, a on chwile po mnie. Przekrecil kluczyki w stacyjce i zapytal:
-Jak to sie stalo?
-Gralismy scene i nagle zaczelo mi sie krecic w glowie. Obrazy sie zamazywaly, dzwiek rozplywal. Nagle poczulam czyjes rece na ramieniu i zaslablam. Tak to chyba bylo.
Lekko musnal moja dlon. Dalej jechalismy w milczeniu. Po okolo dwudziestu minutach stanelismy na podjezdzie pod moim domem. Wysiedlismy i udalismy sie pod drzwi. Otworzylam je i weszlismy do srodka. Tam zrobilam nam herbaty i usiedlismy na wygodnej kanapie.
-Jutro nagrywam ostatnia piosenke z plyty.- oznajmil powoli saczac napoj.
-Wlasnie. Przez to wszystko nawet nie wiem o czym one sa.- powiedzialam parzac sobie jezyk.
-Glownie o nas. Wait a minute juz znasz. Oprocz tego nagralem trzynascie innych, z czego jedenascie znajdzie sie na nowej plycie.
Pokiwalam glowa i wzielam lyk goracej cieczy, zanim zapytalam:
-Wszystkie sa smutne?
-Jasne, ze nie. Jest pare naprawde wesolych. Niektore nawet oparte na naszych doswiadczeniach na przyklad z wyspy.- puscil mi oko. Zarumienilam sie, a nastepnie smutno powiedzialam:
-Caly tydzien mam odpoczywac.
-Wow, to sporo. Kiedy skonczycie zdjecia?
-Nie mam pojecia.- wzruszylam ramionami. Chlopak przysunal sie blizej i wymruczal mi w szyje:
-Wiec mamy duzo czasu dla siebie.
Odsunelam sie lekko tym samym zmuszajac go do spojrzenia na mnie. Patrzylam na niego surowym wzrokiem, a on lekko zmieszany uniosl rece w obronnym gescie. Po chwili rozesmialam sie i zlaczylam nasze usta w cudownym pocalunku.
---------
OCZAMI JUSTINA
Obudzil mnie straszny halas. Na poczatku zakrylem uszy poduszka i postanowilem spac dalej, ale po jakims czasie dzwiek stawal sie glosniejszy. Zaspany spojrzalem na Ellie, ktora slodko spala. Usmiechnalem sie slabo, przeczesalem wlosy i zszedlem po schodach na dol. Stwierdzilem, ze halas dobiega z wejscia. Podszedlem do drzwi i otworzylem je. Rozszerzylem oczy w przerazeniu, kiedy zobaczylem dwie calkiem znajome twarze patrzace na mnie nierozumiejacym wzrokiem.
¬¬¬¬¬¬¬¬¬¬¬
Mamy 36. Powiem Wam, że mi smutno, no albo mnie olewacie albo nie kochacie ;ccc Chodzi mianowicie o to:
1)Tłumaczę fanfiction z Justinem '7 weeks to fall in love' i nadal nie wiem, czy jest sens i czy ktoś będzie czytał.
2)Nie powiedzieliście mi, czy podoba Wam się nowy wygląd bloga (dzięki twitter) <3.
3)Follownij i obserwuj tweety
naszej Ellie
naszego Justina
4)Podoba Wam się rozdział?
aha i jeszcze jedna sprawa, dość dla mnie ważna:
jestem autorką tego opowiadania, nie tłumaczką
Kocham Was i dlatego *fanfary cnie*
20 komentarzy=nowy rozdział
<3                

czwartek, 25 lipca 2013

Kto czyta?

Chcę sprawdzić, kto czyta, bo ostatnio około 10 osób napisało mi, że czyta, a ja nawet o tym nie wiedziałam. Podpisujcie się nazwą z twittera czy czymkolwiek.

Druga sprawa:
Nasi bohaterowie mają już swoje konta na twitterze:
follownij naszą Ellie @EllieRogersML
follownij naszego Justina @JustinBieberML_

Trzecia sprawa:
Co sądzicie o nowym wyglądzie bloga? Wygląda on tak dzięki wspaniałej @your_shawty_jus <3 Dziękuję, że znosilaś moje narzekanie ;3

Czwarta sprawa:
Założyłam bloga z tłumaczeniem '7 weeks to fall in love'. Jeśli chcecie link, napiszcie do mnie na twitterze.

Jeszcze trochę komentarzy Wam zostało ;D kocham Was <3

wtorek, 23 lipca 2013

Chyba Wam się spodoba :)

Od dłuższego czasu myslałam, żeby założyć naszym bohaterom konto na twitterze. Mamy już Ellie. Czy jest jakaś osoba, która chciałaby być Justinem?;) piszcie na twitterze x